JEZUS VS BUDDA

JK: „Willigis Jäger: Musisz się narodzić na nowo i to Tu i Teraz i musisz w końcu pojąć kim jesteś, wyjść poza ograniczenia ego w prawdziwy byt. Tym dla mnie jest przesłanie ewangelii.”

Yoshi: On ominął Twe pytanie, bo tak definiując czym jest chrześcijaństwo, jak to ująłeś w pytaniu, przybiłeś go do krzyża. Jednak odpowiedział, ale nie wprost. Wcześniej powiedział, że Jezus był w jego rozumieniu normalnym człowiekiem, który odkrył to samo co Budda, dając tym do zrozumienia, że Kościół zrobił z Jezusa, kogoś szczególnego, kogo Bóg wysłał na Ziemię jako jedynego jego syna, gdy tymczasem każdy z nas jest takim „synem” – i to ma sens.

Jednak Jezus (to już moje słowa) ponoć na krzyżu powiedział: „Boże, czemuś mnie opuścił?” – co go dyskwalifikuje jako „oświeconego”, który widzi, że „Bóg” jest niczym innym jak „Źródłem” („nienazywalną energią, potencjałem”) wszystkich form, że świat form jest „tego” przejawem i nie ma takiej możliwości, by „Bóg” mógł zniknąć i kogoś / coś opuścić. Ale, to co wiemy o Jezusie, to baśń, ponieważ to przekaz ustny. Nikt nie spisał na żywo jego słów. W moim odczuciu był taki człowiek jak Jezus, który może coś odkrył, a może i nie, i nie ma sensu wchodzić w tę baśń dalej, bo w niej prawdy nie odkryjemy. To dotyczy również Buddy, bo historia z nim jest identyczna a może i jeszcze bardziej zagmatwana, bo tam przekaz ustny trwał 300, czy nawet 600 lat. To nieporozumienie, że z głuchego telefonu czynimy prawdziwy przekaz. Prawdę musi z nas odkryć każdy sam na własną rękę. Nikt i nic nam w tym nie pomoże, za wyjątkiem gór i rzek, traw i drzew, które jednakowo objawiają naturę buddy („Źródło, nienazywalną energię”), jak Ci to gdzieś już wcześniej pisałem. Trzeba tylko uważnie badać.

„Mam się nie przejmować i trwać dalej w tym co ostatnio opisałem? + Sądziłem po tym moim penetrowaniu oświeconych, że muszę szukać dalej, aż do Zmartwychwstania.”

Dokładnie tak. Ale ta odpowiedź dotyczy jedynie medytacji statycznej, gdy w Twoim przypadku siedzisz w fotelu. Kiedy z niego wstajesz nie powinieneś kończyć medytacji a dalej zachowywać kontakt z wszystkim, Co Jest. A Co Jest? Jest właśnie tylko to, Co Jest. Góry i rzeki, trawy i drzewa, które jednakowo objawiają naturę buddy. Każda rzecz. 

Ta droga (medytacja) wręcz gwarantuje wgląd w naturę buddy. Ale nie „zmartwychwstanie” (transformację). „Zmartwychwstanie”, to fart. Łaska. Kwestia szczęścia. Może się wydarzyć, ale nie musi. I tu bardzo się rozmijam z tymi wszystkimi nauczycielami twierdzącymi, że medytacją możesz sprawić, by przyszpilić wgląd w jedność i pozostać w wiecznym samadhi. Jak już wcześniej Ci pisałem, nie znam U.G. ale z tych skrawków, które o nim wiem, za to go cenię, że pozbawia ludzi tych wszystkich fałszywych nadziei, którymi karmią uczniów nauczyciele zachłystujący się wiedzą pochodzącą z wglądów. Oni sami nie są w wiecznym samadhi, ale wmawiają uczniom, że to możliwe, że pokażą im drogę jak uczniowie im za to dobrze zapłacą. Sama zapłata nie jest zła, bo z czego ma żyć człowiek, który na okrągło mówi do ludzi i nie ma czasu na pracę? Problem nie w opłatach, a w pobieraniu opłat za niefachowość, półprawdy, robienie nadziei i nabijanie naiwnych w butelkę. 

Pozdrawiam -Y.

PS: Mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Szukasz nauczyciela, który jest „oświecony najbardziej”. Który jest prawdziwy. Tymczasem nauczyciel może pokazać Ci jedynie czym jest medytacja. Pokazuje Ci czym jest samolot. „Tu jest skrzydło, tu ogon, tu zegary, tu paliwo.” Aby poznać, musisz spojrzeć, dotknąć ręką, powąchać, polizać. Ale latać ostatecznie musisz nauczyć się sam. Nawet „najbardziej oświecony” nauczyciel nie wejdzie w Ciebie i za Ciebie tego nie zrobi. Rola nauczyciela jest drugorzędna. On tylko wskazuje. Ty wszystko sam sprawdzasz i uczysz się latać.

2022-09-04T11:24:04+00:00